Recent Posts

niedziela, 17 stycznia 2016

SerVantka – restauracja z duszą



Wizyta w Łodzi była doskonałą okazją do kulinarnej przygody – zwłaszcza że tutejsza oferta gastronomiczna przedstawia się nadzwyczaj okazale. Bywamy tam niekiedy, więc ta recenzja nie będzie zapewne ostatnią z tego miasta. Spacerując ulicą Piotrkowską, piękniejącą z roku na rok i pieczołowicie odnawianą, dostrzegliśmy w głębi jednej z bram szyld z napisem „SERVANTKA”. I tu uwaga: jeżeli będziecie w centrum łodzi rozglądać się za kulinarnymi przybytkami baczną uwagę zwracajcie na bramy i boczne uliczki. Łatwo przegapić liczne perełki, które się tam kryją. SerVantka  okazała się jedną z nich, wciśnięta w kąt Łódzkiego podwórka, raczej niepozorna i nie rzucająca się w oczy. Wewnątrz kryje się wnętrze ciepłe i urokliwe – z buzującym ogniem kominkiem, ściennymi malowidłami i wygodną antresolą. W menu znajdziecie swojskie dania słowiańskie – kuchni ukraińskiej, białoruskiej, rosyjskiej i polskiej. Wina natomiast królują tu gruzińskie. Miejsce w sobotni mroźny dzień w szczycie pory obiadowej znaleźliśmy bez trudu, choć w t.zw. sezonie nie koniecznie byłoby to łatwe. Z ciekawością studiowaliśmy kartę dań, dokonując trudnego wyboru w bogatej zróżnicowanej ofercie. Zaczęliśmy od zup. Juszka ukraińska grzybowa jarska  ze śmietaną i z pierożkiem gryczanym okazałą się niestety porażką – może dlatego, że zabrakło w niej zapowiadanych borowików, rydzów i kurek i dominował smak pieczarek. Lepiej prezentował się rosół z kołdunami, który był właśnie taki, jak powinien. Najlepiej wypadła solanka (czy jak napisano w karcie „solanka”) – byłą naprawdę pyszna, a nadzwyczajnie dobrze komponowała się w niej cytryna w plastrach. Następnie dania główne: jesiotr, perliczka i wołowy ozór. Zacznijmy od grillowanego jesiotra: wybrałam go z karty, bo od dawna polowałam na tą rzadko spotykaną rybę. Muszę powiedzieć, że  nieco się rozczarowałam jej smakiem, choć dzwonko (niezbyt okazałe) było dobrze przyrządzone na grillu. Lepiej wypadła „perliczka pieczona w majerankowym maśle i morelach” – spróbujcie, jeśli nie jedliście jeszcze perliczki. Fantastyczny natomiast okazał się wołowy ozór w sosie chrzanowym. Był mięciutki, wręcz rozpływał się w ustach a chrzanowy sos był doskonale zrównoważony. Interesującą stroną SerVantki są dodatki (wybraliśmy puree ziemniaczano – groszkowe) i sałatki (jedna była chyba z dżemem). Wszystko to jest ładnie podane i ładnie garnirowane z użyciem fragmentów owoców, niektórych bardzo egzotycznych. Popiliśmy to doskonały czerwony gruzińskim winem. Na deser zdecydowaliśmy się na sernik – był niezły. Na koniec parę słów o niedostatkach. Czekaliśmy na jedzenie dość długo – co może usprawiedliwiać wywieszona w oknie kartka o chęci zatrudnienia personelu kuchennego i kelnera. Nie liczcie też na nazbyt obfite porcje. Najecie się zapewne, ale bez przesady. W sumie był to udany obiad, a miejsce z pewnością warte polecenia. 


0 komentarze:

Prześlij komentarz